Tak wygląda dworek Jakuba Potockiego od strony wjazdowej. Dwa z tych małych okienek na pierwszym piętrze - to mój maleńki pokoik.
Dworek (niektórzy żartobliwie nazywali go pałacem) z tyłu.
Wystarczyło wyjść poza bramę dworku, aby przywitać się z krowami. Prawdziwie sielskie "smaczki". Łucznica to malutka wieś z dala od szosy. Wszystkie mieszczuchy nie mogły się nadziwić tej ciszy. W moim pokoju słyszałam ryk krów. A o północy krzyk puszczyka (moje sąsiadki z naprzeciwka - pianie koguta).
Listopad to nie jest dobry miesiąc do podziwiania ogrodów. Liście z drzew opadły, kwiaty przekwitły. Ale ogród w Łucznicy ( tak skrótowo określa się "Akademię Łucznica") na każdym kroku zaskakiwał jakimś artystycznym "smaczkiem". Wyplecionym, ulepionym, oszklonym...
Sala kominkowa w dworku, urządzona ze "smaczkiem". Tu się spotykały wszystkie kursowe grupy . Tu oglądaliśmy "Wielkiego Gatsby'ego". Obok - jadalnia i kuchnia (nie zrobiłam fotki), w której gotowano na piecu opalanym drewnem.
Schody na górę.
Pokoik gościnny na piętrze. Z bardzo artystycznym wystrojem.
Na ścianach (i nie tylko - tu w drzwiach) wszechobecny batik (tajniki batiku również można zgłębiać w Łucznicy).
A taki "smaczek" - makatkę miałam w pokoju nad łóżkiem. Dobrej nocy.:)
Pracownia tkacka i uroki tkania w następnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz