środa, 24 września 2014

W dzikie wino zaplątani...


"Bo w ogrodzie rośnie pnącze, 
w dzikim winie świat się plącze, 

bo w ogrodzie dzikie wino,

kto je tutaj siał?


Powiedz, kto mógł zasiać to dzikie wino!

Może to zrobiłaś ty - hej, dziewczyno. 

Po co tu zasiałaś to dzikie wino?

Po co je tu dałaś?"




Odpowiadam na pytania Marka Grechuty. Tak, to ja zasiałam, a raczej zasadziłam sadzonki winobluszcza, zwanego potocznie dzikim winem. Ile to lat temu? Dziewięć, dziesięć, nie pamiętam. Po co? Po co wcisnęłam trzy sadzonki u podnóża werandy? Żeby przez kilka (piękne czerwone liście szybko uciekają z gałązek) dni patrzeć właśnie na taki obrazek. Żeby przez całe lato pić kawę na werandzie zaplątanej w dzikie wino... 



Dzikim winem obrastamy coraz bardziej. 

Powoli zbliża się do okna Pracowni Sunduk na poddaszu.


A okienko mojej piwnicznej Pracowni prawie zniknęło romantycznie. Atmosfera niczym z "Tajemniczego ogrodu". Właśnie po to dałam to dzikie wino.

Tak przy niedzieli zrobiliśmy sobie rodzinna fotkę z dzikim winem w tle. Brakuje męża, ale ktoś przecież musi być po drugiej stronie aparatu.
To my - trzy gracje w filcach. Trochę zabrzmiało mało elegancko. U nas na Podlasiu, mówi się "filce" na filcowane buty, walonki. A ja skrótowo "filcami" nazywam moje wszystkie filcowane wytwory.


Do rodzinnej fotografii mąż przytaszczył ławkę z piwnicznej tkalni. Tak na marginesie - to urodzinowy prezent od mojego taty.

Winobluszcz dałam też po to, aby mieć tło dla prezentacji moich rękodzielnych prac (ha, ha, tylko, czy ja to przewidywałam 10 lat temu?) I nigdy mnie nie zawiódł. O żadnej porze roku. Kilka świeżutkich prac.


 Powojnikowy szal ufilcowany na zamówienie Ewy.







Korale z filcowanymi i drewnianymi kulkami. Pasują do wszystkich odcieni czerwieni, pomarańczu, zieleni.

Filcowana tkaninka na ścianę. O wymiarach 44 cm  x 63 cm. " Jesienne trawy" . Dałabym jeszcze więcej czerwieni i rudości, ale zamawiająca osoba nie za bardzo chciała.

W zbliżeniu widać bogactwo faktury. Czesanka wełniana, skrawki jedwabnych materiałów, włóczki.

Lena w winobluszczowym okienku z Sunduczkami.





 Z letnim winobluszczem.

Nawet zimą dzikie wino jest niezawodne.


Ale, co tam zima,  jesień się dopiero zaczęła. Wychodzę na werandę i zaplątana w dzikie wino, patrzę na ogród.

środa, 10 września 2014

Wrzesień, wakacje, bez "Zbrodni i kary"...

Kocham wrzesień. I zawsze tak było. Uwaga, będzie sentymentalnie.
Nie pamiętam wrześniowego deszczu, chłodnych nocy, nawet początków roku szkolnego. Tylko wrześniowe słońce, czerwone korale  jarzębiny, wrzosy,






 złote i czerwone liście, które tak nagle pojawiały się po lodowatych nocach. W tym miesiącu zamieszkaliśmy w naszym domu. Wrzesień to w końcu miesiąc moich urodzin, stąd też pewnie trochę mój sentyment. Ten wrzesień jest inny od wszystkich pozostałych. Uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy od chyba 36 lat nie poszłam do szkoły. Pamiętam, kiedy tuż po studiach zaczęłam pracować jako nauczycielka.  Przez pierwsze miesiące często powracała myśl (wcale niewesoła), że tak naprawdę prawie całe życie (aż do emerytury) spędzę w szkole. Zniknęła dość szybko i chociaż nigdy nie marzyłam o nauczycielowaniu (przyszło do mnie samo, zawsze myślałam, że zostanę dziennikarką), naprawdę je polubiłam. Może nawet myślałam, że to jest właśnie moje powołanie. Do czasu, kiedy po 19-tu latach pracy dostałam wypowiedzenie...
Na początku lata powiedziałam moim córkom, że po raz pierwszy w życiu nie będę miała wakacji. Nie jestem już nauczycielką. Lena odpowiedziała: "Mamo, przecież ty w swojej firmie przez cały czas masz wakacje". Robię to, co kocham, a więc mam całoroczne wakacje. Kilka miesięcy temu przekułam (stuku-puku) moją pasję w mój nowy zawód. Nasza pokój na poddaszu zwany do tej pory biblioteką  został  Pracownią Sunduk. Do której codziennie rano biegnę po schodach i filcuję, albo szyję...Godziny mijają błyskawicznie, jak to na wakacjach...
A więc na początku tego września, nie omawiałam jak zwykle "Zbrodni i kary", "Króla Edypa", "Kandyda", tylko pobiegłam do Pracowni i...
Uszyłam Parę Sunduczkową

Jeszcze kilka Sunduczków... Nawet nie zdążyłam im wszystkim fot zrobić...

 Szal na jedwabiu ufilcowałam...Jak mgiełka.

 Taki zielony komplecik... Jeden z kolczyków musiałam dorobić, albowiem mój kot Feliks jest amatorem filcowanych kolczyków i wyprzedził moją koleżankę, która przyszła po odbiór biżuterii.

 Okładkę ufilcowałam... Z mnóstwem jedwabnych skrawków materiału.

 Okładka zamówiona dla konkretnej osoby, więc z inicjałami.

 Na jarmark w niedzielę do Kiermus pojechałam... W tym wakacyjnym zawodzie rzadko ma się wolny weekend (zwłaszcza w sezonie plenerowym).
Oprócz tego parałam się (i robię to nadal) szyciem wielu, bardzo wielu malutkich leśnych stworzeń. Ale na razie musi to pozostać tajemnicą. 
I tak się zaczął ten wrzesień, w którym po raz pierwszy od 36 lat nie poszłam do szkoły.