niedziela, 29 września 2013

Niedziela. Kotek i Jedwabne pąki.

Niedziela. Kotek i jedwabne pąki. Osobno oczywiście. Dziś po południu postanowiliśmy zostawić malucha Miłki (naszej kotki) w naszym domu.Trzeci kot. A jeszcze rano szukalismy dla niego nowego gospodarza.  Ale jeśli jest miejsce dla dwóch, to i trzeci się zmieści.  A więc zostaje. I dostało mu się z tej okazji imię - Sunduczek.

Kawałek wełnianej dzianiny kupiłam już prawie rok temu. Z myślą o ufilcowaniu szala. Uwielbiam tekstylne zakupy - wybieranie materiałów, ich głaskanie...W mojej Sundukowej Pracowni mam mnóstwo skrzynek, pudeł,  pudełeczek z różnego rodzaju szmatkami. Potem eksperymentuję z połączeniem ich z czesanką wełnianą, jedwabną i innymi dodatkami. Efekty nie zawsze są przewidywalne. Ta dzianina musiała mieć jakieś dodatki pozawełniane, bo niełatwo było ją okiełznać za pomocą wody, mydła i moich rąk oczywiście. Aby jeszcze bardziej urozmaicić fakturę, dodałam jedwabiu przy układaniu kwiatowych pączków. Szal jest niesamowiecie mięciutki. Fajny do narzucenia na siebie i zamotania dookoła szyi (kiedy temperatura niedługo zacznie nas chłodzić). 
 Rozwieszony na mojej zielonej bramie. 


 Tył szala na dwa sposoby.

piątek, 27 września 2013

Pierwszy post. Cieszę się.

Pierwszy post. Cieszę się.

Z czego? Mam bloga, którego założyć mi pomogła moja dwunastoletnia córka. No to się cieszę, że go mam i ją - moją rozgarniętą córkę, która kilka (może więcej) razy zrobiła "klik" i już. Moja młodsza dziewięcioletnia córka siedzi przy mnie i mnie instruuje. "Mamo, wcisnęłaś to dwa razy i dwa razy ci się zapisze." Tak? No rzeczywiście, dwa razy. Ja tego bloga zakładam już od lat dwóch mniej więcej. Ale ciągle było "coś".
Od dziś mam logo mojej firmy. I z tego się też strasznie cieszę. "Paradaczne"  (czytaj - porządne) logo, z którego jestem dumna. Podoba mi się. Ot i co. SUNDUK PRACOWNIA DOROTY SULŻYK. Nawet w dwóch wersjach kolorystycznych i dwóch wariantach. Na razie pokazuję jeden wariant,kwadratowy, następnym razem (bo jeszcze czekam) wrzucę fotkę podłużnego logo. 



I jak?

Cieszę się, bo skończyłam filcowanie szala (co ja się z nim miałam). Ale zdjęcia dopiero następnym razem, bo to już za dużo radości byłoby w jednym poście. 
Tylko obiadu jakoś tak nie ugotowałam. No i jest jeden powód do smutku. Ech... Ale z drugiej strony - dzieci zjadły w szkole, mąż w Kruszynianach u Dżanety (nie jestem pewna, czy imię dobrze zapisuję) Bogdanowicz. A ja mam dziś strawę blogerską.