Czerwony len połączyłam z szarościami, czernią, bielą. Dodałam oczywiście różne dekory - jedwabne, wełniane.
Na początku sierpnia zaczęły kwitnąć rudbekie i zamarzył mi się szal właśnie z tym kwiatem na naturalnym lnie. A że upały były okrutne, przeniosłam się do mojej piwnicznej pracowni, właściwie tkackiej, ale mąż naprędce sklecił stół i mogłam tu układać czesankę, potem filcować. Na dodatek w końcu nie musiałam martwić o podłogę zalewaną mydlaną wodą (w pracowni na poddaszu jest drewniana), jako że tu dookoła terakota.
Trzeci z szali okazał się najbardziej energetyczny. W wyrazistych fioletach i zieleniach.
I jeszcze turkusowy z jedwabnymi kwiatami. Bardzo się cieszyłam, że zgodziła się w nim pozować piękna dziewczyna. Ta kolorystyka idealna jest dla blondynek.
Nie powiem, żeby filcowanie na lnie należało do łatwych czynności. Wymaga więcej masowania i rolowania. Ale efekty są ciekawe. Dwa pierwsze szale trafiły do nadmorskiej galerii, fioletowy i turkusowy też już znalazły swoje Właścicielki. A na mnie czeka ciągle jeszcze spory stosik lnianych materiałów.
Piękne są te szale ale najważniejsze, że mają już nowe właścicielki - a autorka dzięki temu energię do pracy :)
OdpowiedzUsuńAle błyskawiczna reakcja na nowy post. Dzięki wielkie. Energii, póki co i na szczęście nie brakuje.
UsuńŚliczne zdjęcia ヽ(=^・ω・^=)丿Ostatni szal najbardziej mi się spodobał. Kojarzy mi się z Lazurowym Wybrzeżem c:
OdpowiedzUsuńDziękuję Łaskawco za wysublimowany komplement.
UsuńAch proszę ヘ( ̄ω ̄ヘ)
UsuńŚliczne szale. Na lnie jeszcze nie filcowałam, ale że lubię wszelkie maturalne tkaniny, to pewnie kiedyś spróbuję. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Dorotko. Len jest cudownym materiałem, ale nie łatwo na nim filcować.
Usuń