Nie pamiętam wrześniowego deszczu, chłodnych nocy, nawet początków roku szkolnego. Tylko wrześniowe słońce, czerwone korale jarzębiny, wrzosy,
złote i czerwone liście, które tak nagle pojawiały się po lodowatych nocach. W tym miesiącu zamieszkaliśmy w naszym domu. Wrzesień to w końcu miesiąc moich urodzin, stąd też pewnie trochę mój sentyment. Ten wrzesień jest inny od wszystkich pozostałych. Uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy od chyba 36 lat nie poszłam do szkoły. Pamiętam, kiedy tuż po studiach zaczęłam pracować jako nauczycielka. Przez pierwsze miesiące często powracała myśl (wcale niewesoła), że tak naprawdę prawie całe życie (aż do emerytury) spędzę w szkole. Zniknęła dość szybko i chociaż nigdy nie marzyłam o nauczycielowaniu (przyszło do mnie samo, zawsze myślałam, że zostanę dziennikarką), naprawdę je polubiłam. Może nawet myślałam, że to jest właśnie moje powołanie. Do czasu, kiedy po 19-tu latach pracy dostałam wypowiedzenie...
Na początku lata powiedziałam moim córkom, że po raz pierwszy w życiu nie będę miała wakacji. Nie jestem już nauczycielką. Lena odpowiedziała: "Mamo, przecież ty w swojej firmie przez cały czas masz wakacje". Robię to, co kocham, a więc mam całoroczne wakacje. Kilka miesięcy temu przekułam (stuku-puku) moją pasję w mój nowy zawód. Nasza pokój na poddaszu zwany do tej pory biblioteką został Pracownią Sunduk. Do której codziennie rano biegnę po schodach i filcuję, albo szyję...Godziny mijają błyskawicznie, jak to na wakacjach...
A więc na początku tego września, nie omawiałam jak zwykle "Zbrodni i kary", "Króla Edypa", "Kandyda", tylko pobiegłam do Pracowni i...
Uszyłam Parę Sunduczkową
Jeszcze kilka Sunduczków... Nawet nie zdążyłam im wszystkim fot zrobić...
Taki zielony komplecik... Jeden z kolczyków musiałam dorobić, albowiem mój kot Feliks jest amatorem filcowanych kolczyków i wyprzedził moją koleżankę, która przyszła po odbiór biżuterii.
Okładkę ufilcowałam... Z mnóstwem jedwabnych skrawków materiału.
Okładka zamówiona dla konkretnej osoby, więc z inicjałami.
Na jarmark w niedzielę do Kiermus pojechałam... W tym wakacyjnym zawodzie rzadko ma się wolny weekend (zwłaszcza w sezonie plenerowym).
Oprócz tego parałam się (i robię to nadal) szyciem wielu, bardzo wielu malutkich leśnych stworzeń. Ale na razie musi to pozostać tajemnicą.
I tak się zaczął ten wrzesień, w którym po raz pierwszy od 36 lat nie poszłam do szkoły.
Myślę, że dla wielu (w tym też dla mnie) zawsze pozostanie Pani - Panią Profesor ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Najwięcej straciła nie Pani, lecz szkoła, która już nie będzie taka sama...
Pozdrawiam serdecznie i życzę sukcesów w nowym zawodzie ;)
Ech Marysiu, łza się w oku kręci. Tkliwa jestem nieco w tym wrześniu. Ale jest dobrze. I tak też będzie. Wierzę w to. Dziękuję i również pozdrawiam.
UsuńUtrata pracy po tylu latach to trudne doświadczenie. Ale widać, że świetnie sobie radzisz. Tak trzymać!
OdpowiedzUsuńJolu, właśnie taki mam zamiar. Świetnie sobie radzić. Dzięki.
UsuńNo widzisz, nie ma tego złego itd. Przykro jest dostać wypowiedzenie, ale za to stworzyłaś tyle pięknych rzeczy, które sprawiają radość Tobie i innym. A wrzosy masz cudne:)
OdpowiedzUsuńMiło jest to słyszeć. Dziękuję Dorotko.
OdpowiedzUsuńKochana! Edyp i Raskolnikow nie dorastają Sunduczkom do pięt :) Wyglądasz ślicznie, kolorowo i optymistycznie, trochę jak Zosia wśród ptactwa na tej fotce z Kiermus. A w ogóle to ogromnie lubię takie szerokie, pamiętnikarskie wpisy.
OdpowiedzUsuńNo co Ty? Wielcy bohaterowie kontra Sunduczki? Toż to profanacja. Hi, hi. Ten wpis był prawie gotowy tydzień temu, a ja się ciągle wahałam, czy go opublikować. Mam nadzieję, do zobaczenia wkrótce. Niech no się skończą tylko jarmarki.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak ładnie napisany post. Aż drugi raz zachciało mi się go przeczytać :D
OdpowiedzUsuńOch, bardzo mi miło z tego powodu Doctorze Nezumi.
OdpowiedzUsuńChcę takiego kota! cudowny!:)
OdpowiedzUsuńKtórego konkretnie? Panie Piotrze, mogę uszyć.
Usuń