sobota, 11 lipca 2015

Mucha, Hraczki i inne praskie smaczki...

Do Pragi można jeździć, jeździć i jeździć. Szczęśliwi ci, którzy mają ją blisko, w zasięgu ręki. Z Podlasia to jednak szmat drogi. Dlatego za każdym razem, kiedy spędzamy wakacje blisko czeskiej granicy, wpadamy tu. Siedem lat temu nawet na trzy dni. Teraz musiało nam wystarczyć dziewięć godzin. Rewelacyjne Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ze zbiorami malarstwa impresjonistów, rzeźbami Rodina, obrazami Kandinskiego zwiedziliśmy podczas pierwszego pobytu. Pamiętam, że kupiłam wtedy notes z grafikami Alfonsa Muchy, w którym do dziś zapisuję swoje filcowane notatki. Zakochałam się też w witrażach autorstwa A. Muchy  z Katedry św. Wita, które wczoraj kontemplowałam  powtórnie. Długo, trochę z powodu deszczu, a witraże tak bardzo kochają słońce...







Nie lubię, jak w muzeach jest zakaz robienia fotek. W Luwrze, Pompidou, naszym Muzeum Narodowym... można pstrykać, tyle że bez flesza. A w Muzeum Alfonsa Muchy niet, zakaz. Ukradkiem, narażając się na gromy obsługi, zrobiliśmy kilka zdjęć. 



Miś kupiony w Manufakturze


Kiedyś wykorzystam te kwiatowe motywy na moich szalach. Grubaśny album z pracami Muchy w domu mam, dostałam od męża w prezencie.


I dzieciom coś od muzealnego życia się należy. Nie powiem, że protestowałam, wręcz przeciwnie, świat lalek i misiów jest mi ciągle bliski. Muzeum Hraczek, ponoć drugie co do wielkości zbiorów w świecie, jest tuż przy Zlatej Uliczce.





 Miniaturowe domkowe drobiażdżki chyba już zawsze będą kojarzyły mi się z powieścią "Miniaturzystka".



 Te niektóre lalki są tak ogromne, że naprawdę nie wiem, komu służyły. Dodać trzeba jeszcze ciężar i kruchość porcelanowych główek, kompletnie nie nadające się do maleńkich rączek.

 Urokliwa Złata Uliczka. Maleńka, miniaturowa. Domeczki z pokoikami jak dla mniejszych ludzików. Podczas jej zwiedzania siedem lat temu, nie przypominam sobie, żebym wchodziła do środka. Teraz oniemiałam z zachwytu. W makatkach, bibelotach, kredensikach, łóżkach, czas się zatrzymał. Sto lat temu mieszkali tu rzemieślnicy, ale i znalazła tu swój dom pewna nawiedzona panna, i Franz Kafka nawet (pod numerem 22).









Pod numerem 22 przez pewien czas mieszkał Franz Kafka.

Most Karola i wiatr we włosach od Wełtawy.




Na Starym Mieście pojawiły się sklepiki - Manufaktura. Z produktami czeskich rzemieślników. Filców ani tu, ani w innym miejscu nie było. Jedyny filcowany akcent w Pradze - to mój żółty filcowany słonecznik.






Na rynku osobliwe atrakcje zmieniały się bardzo często.



W kilku miejscach tajskie osobliwości. Moczenie nóg w akwarium z rybkami.


 Po 19-ej. Rekin na papierosku.  Zostały tylko rekinowe łapcie na nogach.


7 komentarzy:

  1. Zdjęcia bardzo mi się podobają. Mi niestety tej wyprawy do Pragi nie udało tak barwnie sfotografować :( Jednak wrażenia były niezapomniane. Super rekin :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia umiejętnego fotografowania, ha, ha.

      Usuń
    2. W Pradze byliśmy rok temu, dokładnie w tych samych miejscach. I w wielu innych... Kocham to miasto. Fajnie było sobie przypomnieć tamte wakacje dzięki Twoim zdjęciom.
      BTw masz super kieckę. Skąd ona?

      Usuń
    3. Jolu, widziałaś te sklepy Manufaktury? Niby fajne, ale np. wszystkie misie prawie identyczne. Co do kiecki, zakupiłam na DaWandzie, nie pamiętam nazwy, potem znajdę link, to Ci podeślę. Praha cudna.

      Usuń
  2. Po obejrzeniu wspaniałych zdjęć i po przeczytaniu Twojego postu mam ochotę wybrać się do Pragi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusiu, koniecznie. Cieszę się, że mój post Cię zainspirował. Wierzę, że jeszcze kiedyś odwiedzę Pragę.

      Usuń
  3. Byłam w Pradze raz i byłam zachwycona katedrą Św.Wita oraz zabytkami miasta :)
    Polecam każdemu do zwiedzania :)

    OdpowiedzUsuń