piątek, 10 kwietnia 2015

Na tropie Olgi Boznańskiej, Andrzeja Wróblewskiego i wielkanocnych jajek...

Na początku miałyśmy tropić tylko malarstwo Olgi Boznańskiej. Zaplanowałyśmy to z koleżanką już miesiąc temu. Nie jest łatwo wyrwać się do Warszawy (220 km) w środku tygodnia. W dodatku na cały dzień. A wystawa prac Boznańskiej w Muzeum Narodowym tylko do 2 maja.



"Żal mi bardzo tego czasu, który marnuję i nigdy nie jestem taka wesoła i kontenta, kiedy pracuję" - tak pisała malarka w swoim liście. Prawie całe życie spędziła w swoich pracowniach - w Krakowie, Monachium i Paryżu. A że upodobała sobie portrety, niemal z nich nie wychodziła. Nawet pejzaże (nieliczne) malowała z okien pracowni.



 Sztaluga, paleta malarska... Olgi Boznańskiej. Elementy wystroju pracowni malarki i fotografie  bardzo wzbogaciły wystawę prezentującą jej 150 prac.


 Fotel, w którym siedziały portretowane osoby.


Pewnie przyćmione światło w salach wystawowych miało swoje uzasadnienie (jego strumień był skierowany głównie na obrazy), ale przyznam, że trochę mi przeszkadzało. No i z tej racji fotki niezbyt dobrze wychodziły.
 Parasolka jako nawiązanie do sztuki japońskiej, która zauroczyła malarkę.
 Portret Zofii Federowiczowej namalowany w 1890 r. - jeden z moich ulubionych.

 Dzieci na portretach Boznańskiej najczęściej smutne i zamyślone. Tak jak dziewczynka z chryzantemami - bohaterka chyba  najsłynniejszego obrazu.


Praca kolorystycznie wyjątkowa w dorobku Boznańskiej.

Za to zdecydowanych kolorów nie brakowało pracom Andrzeja Wróblewskiego w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. O ile wystawa Boznańskiej była zaplanowana już dużo wcześniej,  to pomysł z Wróblewskim pojawił się dopiero w przeddzień wyjazdu. Uwaga - wstęp na wystawę bezpłatny.

Po raz pierwszy z Edytą byłyśmy w tej Galerii (otwarto ją w 2005 r.), ale  bardzo miło zaskoczyła nas zarówno ekspozycja, jak i samo wnętrze. Po ciemnych (w dodatku bez okien) i dość ciasnych salach Muzeum Narodowego te ogromne, jasne przestrzenie pozwoliły poczuć oddech sztuki. 





Wcześniej widziałam w Narodowym cykl "Rozstrzelanie" i słynny autobus.




Kompletnym zaskoczeniem były dwustronne prace Andrzeja Wróblewskiego. Malowane po obu stronach tego samego płótna zupełnie różne pod względem formalnym i tematycznym

.
Rozdarcie pomiędzy politycznym zaangażowaniem a artystycznym eksperymentem.





 Ukochane przez malarza góry. W górach też Wróblewski umiera na zawał serca, mając zaledwie 30 lat.

 Inspiracje sztuką jugosłowiańską.

Ostatni obraz malarza, o ile dobrze pamiętam zatytułowany "Rodzina". Pozostał niedokończony.

Na deser wystawa plakatów socrealistycznych.







Mój ulubiony.

Doszłyśmy z Edytą do wniosku, że na spotkania z warszawską sztuką  można jechać praktycznie "w ciemno". Zawsze "coś" się spotka. Pod warunkiem, że przemierza się centrum na piechotę. Jak my. W Zachęcie byłyśmy nie raz (tym razem temat nas nie zainteresował,) ale tuż obok wypatrzyłyśmy dzięki dużym kolorowym plakatom Muzeum Etnograficzne. 
A w nim - bajeczne wystawy.
 Wystawa "Zwykłe - Niezwykłe" rzeczywiście przebogata, ale i nieco chaotyczna. Australia obok Śląska, Rzeźby południowoamerykańskie obok kołowrotka z lubelskiego.

 Dwustuletnia szafa śląska.





  Jest i sunduczek.

Wielkanocne jajka. Po raz pierwszy widziałam tyle technik zdobienia jaj wielkanocnych. Jaja jak najpiękniejsza biżuteria.


















W oczekiwaniu na powrotny autobus. Fotka w wykonaniu mojej koleżanki Edyty. Moim zdaniem idealna na jakąś wystawę fotograficzną.





6 komentarzy:

  1. Świetna wycieczka. Zabierzcie mnie ze sobą następnym razem, proszę ! Wróblewski i Olga B - postaci kultowe i choć jajka, nawet najpiękniejsze jakoś mnie nie fascynują to ten Los człowieka na wsi - przyglądałam się chyba z kwadrans :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naładowałyśmy się pozytywną energią sztuki tak na mniej więcej miesiąc, dwa. Więc potem zorganizujemy następną wyprawę. Będę o Tobie pamiętała.:) Nie wiem tylko, czy takie perełki nam się trafią. W Muzeum Etnograficznym ogladałysmy też ciekawą wystawę strojów i tańców ludowych, ale nie miałam już siły wstawiać fotek. I tak tyle się ich uzbierało w poście. Na jajka miałysmy już niewiele czasu (muzeum tylko do 17-ej), więc uwieczniłam je głównie na fotach, ale ich różnorodność naprawdę powalała. Ech, super wyprawa. Jeszcze po drodze zahaczyłysmy o wystawę fotografii na tyłach Starego Miasta i galerię plakatów (do kupienia).

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie wyprawy są super! Byłam Warszawie w zeszłym roku i też mile wspominam ten pobyt. A może tak nad morze? Dorotko, zapraszam :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu, dziękuję za zaproszenie. Świetny pomysł. Musimy śledzić wystawy w Waszych muzeach. A ja zapraszam na Podlasie. Pozdrawiam cieplutko i zaczynam jutro wielkanocne świętowanie.:)

      Usuń
  4. Zazdroszczę wyjazdu :D Zakochałam się w tej szafie, choć...wolałabym zobaczyć ją na żywo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem zabiorę Cię.... jak będziesz grzeczna.:)

      Usuń