Nie miałabym gdzie robić zdjęć moim szalom, broszkom, Sunduczkom... Oczywiście można by pean na cześć mojego ogrodu napisać. Ale w tym poście będę go wychwalać za nieocenione plenery dla moich wytworów. Wiem, że niektórzy (może nawet większość profesjonalistów) preferują zdjęcia rękodzieła na białym tle, które jest neutralne i ponoć nie rozprasza tego, co powinno na fotce być w danym momencie najważniejsze. A ja, kiedy tylko nie pada, nie wieje zbyt mocno (szale powiewają wtedy na drzewach jak flagi)...wychodzę sobie z moim wiekowym już aparatem i pstrykam. Właśnie taką wdzięczność poczułam niedawno, kiedy wzięłam pod pachę nowego Sunduczka i mogłam go zanurzyć w świeżej wiosennej zieleni trzmieliny.
Spojrzenie na szal przez gałązki świerka srebrnego.
Jako że drzewa porosły w ogrodzie dorodnie, pięknie służą jako ekspozytory. Gałęzie klonowe z forsycją w tle. Filcowany szal.
Na gałązkach dębowych filcowana narzutka na krzesło.
Filcowane szale.
Leszczyna.
Czasem uda się uchwycić taki obrazek z Feliksem.
Czeremcha kanadyjska.
Bransolety. Filcowane i drewniane kulki.
Klon ginnala.
Uwielbiam brzozowe pnie...Ciekawie wyglądają z filcowanymi szalami.
Gdyby szal nie przytulił się do brzozy, latałby na wietrze.
Liście, kwiaty...Filcowany motyl na werbenie.
Cykoria podróżnik. I niebieski filcowany kwiat.
Filcowany obrazek w liściach kokornaka.
Filcowany powój polny z listkami plotącego się powojnika.
Trzy ławki...
Poduchy.
Na płocie...
Na ogrodowych rzeźbach...Korale filcowane prezentuje sowa Hedwiga.
Filcowana brocha na głowie Pani Róży.
I tak dalej, i tak dalej...