Hurra... Mam już swoje własne krosna. Pierwsze krosna do Pracowni. Nieduże (około 110 cm szerokości), bo takie chciałam. Przywieźliśmy je z Mazuchówki (2,5 godziny jazdy w jedną stronę) od Państwa Ani i Stanisława Bałdygów. Jestem pewna, że są przesiąknięte dobrą energią pana Stasia, który wykonał je ręcznie.
Taką pracownię, w której tka Pani Ania, chciałabym mieć. O takiej marzy każda tkaczka. Pachnąca krosnami, drewnem, wełną i mnóstwem innych zapachów zgromadzonych tu przedmiotów (a Gospodarz ma talent do wyszukiwania ciekawych przedmiotów "z duszą"). Bardzo klimatyczna.
A tak wyglądają moje krosna. Na razie tylko pogłaskane. Zaraz potem zostały rozłożone na czynniki pierwsze. I w takim stanie czekają na swoją Pracownię, na swoje miejsce. Które trzeba pomalować itp. Ech, kiedy to będzie... Ja chcę już tkać....
Trzeba marzyć , bo marzenia się spełniają Małymi kroczkami do wielkich celów. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, że małymi kroczkami. Lepiej smakuje.Wiem o tym. Pozdrawiam ciepło.
UsuńSuper:) Wielkie gratulacje, no to teraz będziesz mogła szaleć:)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na dzieła z krosien:)
Pozdrawiam cieplutko Aśka:)
Asiu, na te szaleństwa trzeba jeszcze trochę poczekać. Ale początek już jest. I bardzo się z tego cieszę.Pozdrowionka dla tkaczki Asi.
UsuńGratuluję! Krosna pana Bałdygi niewątpliwie mają duszę, wiem, bo też na takich tkam :)
OdpowiedzUsuńAle fajnie. Ja już nie mogę się doczekać, kiedy zaczną stukać.
UsuńMam nadzieję, że pokażesz, jak coś pięknego utkasz. Już jestem ciekawa :)
OdpowiedzUsuńpewnie, że pochwalę się, jak cos pięknego utkam. Jak będzie mało piękne, tez się pochwalę.:)
OdpowiedzUsuń