Moja młodsza córka, gdy widzi mnie pochylającą się nad układanym szalem, zawsze zadaje mi pytanie: "A ten szal na zamówienie, czy z natchnienia?"
Czasem mam taką chętkę na zmajstrowanie jakiegoś szala, że żadne zamówienia mi nie są w stanie przeszkodzić. Mam przed oczami połączenia kolorów, materiałów, no i muszę działać i już.
Tak było z tymi trzema szalami. Które, o dziwo, wcale nie są w moich ulubionych kolorach. Moje są zielenie, pomarańcze, czerwienie.
Ten pierwszy musiał powstać, bo trafił w moje ręce ciekawy kawałek jedwabiu i to jego kolory i faktura narzuciły całą kompozycję.
Po raz pierwszy zrobiłam takie różyczki.
Ten drugi też musiał powstać, bo zaczęło się robić wiosennie. I zamarzyły mi się delikatne pastele. Takie pudrowe róże i rozmyte pistacje. Córki ochrzciły ten szal: "Idzie wiosna".
No i zatęskniłam trochę do zgeometryzowanego abstrakcjonizmu. Z czerwienią i czernią w roli głównej. Po raz pierwszy w takim kształcie.